30 listopada odbyły się Mistrzostwa Pole Dance w Singapurze (International Pole Championchip 2013). Muszę przyznać, że oglądałam je z zapartym tchem. Widać, że z roku na rok poziom zawodników staje się coraz wyższy! Dzieje się tak dlatego, że pole dance jako dyscyplina sportowa jest dość młoda i wciąż dynamicznie się rozwija. Aż strach myśleć co będzie za parę lat, kiedy na rurki wejdą trenujące już teraz nastolatki :)
Nie o nich jednak chce dziś napisać, ale o zwyciężczyni tegorocznych mistrzostw. Mowa o Natashy Wang reprezentującej USA. Oglądając jej tegoroczny występ od razu było widać ile wciąż wkłada w pole dance pracy. Jest świetna! Wszystko to tym bardziej zadziwia, kiedy czyta się jej biografię! Jednocześnie napawa nadzieją, że każdy może dać radę. Każdy może zostać mistrzem - Ty też!
Natasha Wang bowiem zaczęła trenować pole dance w 2004 roku wieku 29 lat. Tak, tak - to nie pomyłka. Na zajęcia trafiła po obejrzeniu występu pole dance u Oprah'y. W dodatku jak sama pisze na swojej stronie internetowej, wcale nie była to miłość od pierwszego zakręcenia. Na początku chodziła na zajęcia raz w tygodniu, bo uważała, że dwa to dla niej zbyt wiele :) (to prawdziwa historia!!)
Nie miała żadnego zaplecza gimnastycznego, ani tanecznego (!!!), więc lekcje pole dance były dla niej namiastką tańca, o którym zawsze marzyła. W 2008 roku dołączyła do ekipy Leigh Ann Reilly i przekonała się jakie cuda można robić ze swoim ciałem.
- Wydawało mi się, że uczniowie i instruktorzy właściwie lewitują. I wtedy wiedziałam już, że też chcę posiąść te supermoce - pisze Natasha Wang.
Potem zaczęła ciężką pracę. Trenowała codziennie i to po kilka godzin, co w konsekwencji przekształciło się w pełnoprawny romans z rurką :) W 2009 dołączyła do Kelly Yvonne’s Girl Next Door show i odkryła jak siłę i taniec łączyć z emocjami i tworzyć z nich piękną, spójną historię. Od tego momentu zaczęła "dziwną, surrealistyczną podróż po całym świecie".
Do dziś zdobyła takie tytuły jak:
Pole Art 2012 Runner-Up
US Pole Dance Champion 2011
USPDF West Coast Champion 2010
2010 California Pole Dance Champion
Oraz oczywiście ostatni IPC Ultimate Champion 2013.
Nawet się z nią trochę utożsamiam, bo zanim została pole dancerką przez wiele lat pracowała jako publicystka :)
Mnie ta historia urzeka, bo wiem ile pracy trzeba włożyć w przygotowanie ciała do takich akrobacji, kiedy nie ma się zaplecza baletowego, gimnastycznego czy cyrkowego. Po prostu jest dla mnie PODWÓJNYM MISTRZEM!
Oto jej tegoroczny występ z konkursu Art of Pole oraz kilka zdjęć z IPC 2013
środa, 4 grudnia 2013
sobota, 30 listopada 2013
International Pole Championchip 2013 - wyniki
Wrzucam na szybko wyniki z Mistrzostw w Singapurze. Jutro uzupełnię wpis, ale dla ciekawskich według www.unitedpoleartists.com/todays-pole-news wyniki przedstawiają się następująco:
Natasha Wang - the winner!
Ale nasza Joasia Derybowska w kategorii Masters ma brąz!!! :)
Women’s
1st – Natasha Wang
2nd – Rafaela Montanaro
3rd – Polina Volchek aka Pink Puma
Men’s
1st – Derick Peirson
2nd – Alex Shchukin
3rd – Steven Retchless
Doubles
1st – Enchanted (Tiff and Ruth)
2nd – Mina Mortezaie and Nadia Shariff
3rd – Suzie Q and Toby J
Disabled
1st – Eri Kamimoto
2nd – Deb Roach
Masters
1st – Joanna Littlewood
2nd – Greta Pontarelli
3rd – Joanna Derybowska
Pole Industry Awards
Instructor of the Year – Marlo Fisken
Performer of the Year – Natalia Tatarintseva
Choreographer of the Year – Sergia Louise Anderson
Studio of the year – Choreography House
Industry Person of the Year – Fawnia Dietrich
Pole Idol – Marion Crampe
Natasha Wang - the winner!
Ale nasza Joasia Derybowska w kategorii Masters ma brąz!!! :)
Women’s
1st – Natasha Wang
2nd – Rafaela Montanaro
3rd – Polina Volchek aka Pink Puma
Men’s
1st – Derick Peirson
2nd – Alex Shchukin
3rd – Steven Retchless
Doubles
1st – Enchanted (Tiff and Ruth)
2nd – Mina Mortezaie and Nadia Shariff
3rd – Suzie Q and Toby J
Disabled
1st – Eri Kamimoto
2nd – Deb Roach
Masters
1st – Joanna Littlewood
2nd – Greta Pontarelli
3rd – Joanna Derybowska
Pole Industry Awards
Instructor of the Year – Marlo Fisken
Performer of the Year – Natalia Tatarintseva
Choreographer of the Year – Sergia Louise Anderson
Studio of the year – Choreography House
Industry Person of the Year – Fawnia Dietrich
Pole Idol – Marion Crampe
środa, 20 listopada 2013
Reebok coraz mocniejszy w fitnessie
Dla odmiany chce napisać kilka słów o rozwoju form treningowych Reeboka. Czemu podejmuje ten temat? Bo cenię to robi ta marka. Zwłaszcza Crossfit, którego jestem wielką fanką. Wiem, że nie każdy lubi aż tak wymagające treningi. Wolą taniec, sztuki walki... itd. Dlatego napiszę o nowych propozycjach Reeboka, bo podoba mi się to, że rozwijają się w fitnessie na taka skalę.
No bo Reebok moi drodzy zaczął współpracę z Les Mills, który to jest bardzo w świecie znanym ogarniaczem treningów grupowych (które ja kocham najbardziej). W grupie moc i siła! No i ten Les Mills wprowadził do świata na przykład takie zajęcia jak Bodypump, Bodycombat albo Les Mills Grit.
I teraz takie oto nowości proponują:
SH’BAM – taniec w stylu fit. Dziewczyna, która go prezentowała jest wulkanem energii. Każdy kto mnie zna, wie, że nie przepadam za standardowym aerobikiem, ale ten taniec podobał mi się bardzo. Poza tym - jak na mnie, zmęczyłam się na maksa. Wyszłam zlana potem :D serio!
BODYCOMBAT – inspirowany sztukami walki. Znajdziecie tu elementy karate, kick-boxing, TaeKwon Do, Tai Chi i MuayTha. Nie moja stylowa, bo nie przepadam za tego typu treningami, ale widziałam, że dziewczyny były zachwycone!
BODYBALANCE – połączenie jogi, Tai Chi oraz pilatesu. Relaksujący i rozciągający, a także wzmacniający ciało, poprawiający elastyczność i siłę mięśni. Czyli trening na spokojnie - dla tych, którzy nie przepadają za strumieniami potu.
Co poza tym? Mają coraz fajniejsze ciuchy na fitness! :)
No bo Reebok moi drodzy zaczął współpracę z Les Mills, który to jest bardzo w świecie znanym ogarniaczem treningów grupowych (które ja kocham najbardziej). W grupie moc i siła! No i ten Les Mills wprowadził do świata na przykład takie zajęcia jak Bodypump, Bodycombat albo Les Mills Grit.
I teraz takie oto nowości proponują:
SH’BAM – taniec w stylu fit. Dziewczyna, która go prezentowała jest wulkanem energii. Każdy kto mnie zna, wie, że nie przepadam za standardowym aerobikiem, ale ten taniec podobał mi się bardzo. Poza tym - jak na mnie, zmęczyłam się na maksa. Wyszłam zlana potem :D serio!
BODYCOMBAT – inspirowany sztukami walki. Znajdziecie tu elementy karate, kick-boxing, TaeKwon Do, Tai Chi i MuayTha. Nie moja stylowa, bo nie przepadam za tego typu treningami, ale widziałam, że dziewczyny były zachwycone!
BODYBALANCE – połączenie jogi, Tai Chi oraz pilatesu. Relaksujący i rozciągający, a także wzmacniający ciało, poprawiający elastyczność i siłę mięśni. Czyli trening na spokojnie - dla tych, którzy nie przepadają za strumieniami potu.
Co poza tym? Mają coraz fajniejsze ciuchy na fitness! :)
poniedziałek, 18 listopada 2013
Alex Shchukin - warsztaty z mistrzem
W piątek 15 listopada w Katowicach odbyły się warsztaty z obecnym mistrzem świata Pole Sport Alexem Shchukinem! Czekałam na nie od kilku miesięcy i muszę przyznać, że było warto. Alex jest miszczem nad miszczami!
Słowem wstępu - Alex pochodzi z Ukrainy i jak na mistrza wcale nie zajmuje się pole dance od dawna. Jego przygoda z tą dyscypliną zaczęła się zresztą dzięki żonie, która wcześniej zajmowała się pole dance i namawiała go do spróbowania. Dopiero kiedy zachorowała, Alex chcąc zrobić dla niej coś specjalnego postanowił poczynić pewne konkretne kroki i wystąpił na konkursie World Pole Dance w Zurychu. Debiut niezły, bo zajął tam trzecie miejsce. Debiut doskonały jak na osobę, która całkiem niedawno zaczęła treningi. Oglądałam wszystkie jego występy i budziły one mój niekłamany podziw. Świetne rozciągnięcie, doskonałe poczucie rytmu, piękny, męski ruch ciała, wiele akrobatycznych elementów... No co tu dużo gadać - robił chłopak robotę.
Nie do końca wiedziałam na co mam się szykować, kiedy jechałam na warsztaty i szczerze powiedziawszy byłam mega podekscytowana. Właściwie to byłam niezdrowo podjarana (to lepiej oddaje prawdę) :)
Wraz z moimi dzielnymi towarzyszkami Karoliną Sobieraj i Olą Kulikowską dotarłyśmy na miejsce prawie spóźnione (jakimś cudem nie przyszło nam do głowy, że bez GPS'a może być ciężko odnaleźć się w obcym mieście) :D
No i się zaczęło. Bardzo energiczna rozgrzewka, troszkę więcej gięć w plecach niż powiedzmy na mojej rozgrzewce (i słusznie zresztą), a potem do roboty. Zaczęliśmy do kręconych kombinacji, które można wykorzystać w choreografiach. Wszystko trenowaliśmy na rurze statycznej. Może to i lepiej, bo po późniejszych saltach uznałam, że moglibyśmy wylecieć z orbit :) potem kolejne kombinacje z wejściem na bark, przekręty ciała w wahadle i w końcu salto i fiflak. Tak jak podejrzewałam - było więcej elementów akrobatycznych. To akurat nie jest moją mocną stroną. Ale cieszę się, że mogłam spróbować, bo teraz jak wpadnę na salę nikt mnie od rury nie odciągnie, dopóki nie będę mistrzem salta :) Oczywiście przy tego typu elementach jest więcej strachu i ten strach trzeba z głowy przegnać. Podsumowując - zrobiliśmy bardzo dużo nowych rzeczy. Nie przypuszczałam nawet, że damy radę tyle zrobić w tak krótkim czasie.
Co poza tym? Poznałam wspaniałe dziewczyny z Krakowa. Patrycja, Iza - już teraz no merci! Przyjezdzam do Krakowa na trenio. Będziecie mnie gościć, czy tego chcecie czy nie! Duży szacun ode mnie także dla Kuby Kolasy, który prowadzi warszawską filię Sunset Girl Pole Dance Studio.
I tak sobie pomyślałam, że to nasze pole dance community jest po prostu zajebiste! I że razem to szczyty można zdobywać!
Co myślę o Alexie? Niebywale sprawny, super skromny i nieskończenie cierpliwy. Bardzo ciepły człowiek z artystyczną duszą. Pozytywny wariat! Mam szczerą nadzieję, że nie były to ostatnie warsztaty i ostatnie spotkanie z jego udziałem, w którym mogłam uczestniczyć.
Przy okazji przyjechał także TVN i dziś ukazała się krótka relacja z naszych warsztatów.
Link poniżej:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/mistrz-swiata-w-tancu-na-rurze,105998.html
(a nie mówiłam, że byłam niezdrowo podjarana?!) :D
Na końcu podziękowania dla Sunset Girl Pole Dance Studio za zorganizowanie warsztatów. Karolina Grzywaczewska - oby więcej takich inicjatyw! Integrujmy się :)
Słowem wstępu - Alex pochodzi z Ukrainy i jak na mistrza wcale nie zajmuje się pole dance od dawna. Jego przygoda z tą dyscypliną zaczęła się zresztą dzięki żonie, która wcześniej zajmowała się pole dance i namawiała go do spróbowania. Dopiero kiedy zachorowała, Alex chcąc zrobić dla niej coś specjalnego postanowił poczynić pewne konkretne kroki i wystąpił na konkursie World Pole Dance w Zurychu. Debiut niezły, bo zajął tam trzecie miejsce. Debiut doskonały jak na osobę, która całkiem niedawno zaczęła treningi. Oglądałam wszystkie jego występy i budziły one mój niekłamany podziw. Świetne rozciągnięcie, doskonałe poczucie rytmu, piękny, męski ruch ciała, wiele akrobatycznych elementów... No co tu dużo gadać - robił chłopak robotę.
Nie do końca wiedziałam na co mam się szykować, kiedy jechałam na warsztaty i szczerze powiedziawszy byłam mega podekscytowana. Właściwie to byłam niezdrowo podjarana (to lepiej oddaje prawdę) :)
Wraz z moimi dzielnymi towarzyszkami Karoliną Sobieraj i Olą Kulikowską dotarłyśmy na miejsce prawie spóźnione (jakimś cudem nie przyszło nam do głowy, że bez GPS'a może być ciężko odnaleźć się w obcym mieście) :D
No i się zaczęło. Bardzo energiczna rozgrzewka, troszkę więcej gięć w plecach niż powiedzmy na mojej rozgrzewce (i słusznie zresztą), a potem do roboty. Zaczęliśmy do kręconych kombinacji, które można wykorzystać w choreografiach. Wszystko trenowaliśmy na rurze statycznej. Może to i lepiej, bo po późniejszych saltach uznałam, że moglibyśmy wylecieć z orbit :) potem kolejne kombinacje z wejściem na bark, przekręty ciała w wahadle i w końcu salto i fiflak. Tak jak podejrzewałam - było więcej elementów akrobatycznych. To akurat nie jest moją mocną stroną. Ale cieszę się, że mogłam spróbować, bo teraz jak wpadnę na salę nikt mnie od rury nie odciągnie, dopóki nie będę mistrzem salta :) Oczywiście przy tego typu elementach jest więcej strachu i ten strach trzeba z głowy przegnać. Podsumowując - zrobiliśmy bardzo dużo nowych rzeczy. Nie przypuszczałam nawet, że damy radę tyle zrobić w tak krótkim czasie.
Co poza tym? Poznałam wspaniałe dziewczyny z Krakowa. Patrycja, Iza - już teraz no merci! Przyjezdzam do Krakowa na trenio. Będziecie mnie gościć, czy tego chcecie czy nie! Duży szacun ode mnie także dla Kuby Kolasy, który prowadzi warszawską filię Sunset Girl Pole Dance Studio.
I tak sobie pomyślałam, że to nasze pole dance community jest po prostu zajebiste! I że razem to szczyty można zdobywać!
Co myślę o Alexie? Niebywale sprawny, super skromny i nieskończenie cierpliwy. Bardzo ciepły człowiek z artystyczną duszą. Pozytywny wariat! Mam szczerą nadzieję, że nie były to ostatnie warsztaty i ostatnie spotkanie z jego udziałem, w którym mogłam uczestniczyć.
Przy okazji przyjechał także TVN i dziś ukazała się krótka relacja z naszych warsztatów.
Link poniżej:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/mistrz-swiata-w-tancu-na-rurze,105998.html
(a nie mówiłam, że byłam niezdrowo podjarana?!) :D
Na końcu podziękowania dla Sunset Girl Pole Dance Studio za zorganizowanie warsztatów. Karolina Grzywaczewska - oby więcej takich inicjatyw! Integrujmy się :)
czwartek, 7 listopada 2013
Illusionist
Jakiś czas temu wyszperałam tę figurę i wiedziałam, że trzeba natychmiast się zabierać do roboty. Podobne do Titanica, ale jednak inne - myślałam wtedy. Na sali okazało się, że miałam rację. Inna praca ciała i aby się utrzymać trzeba popracować nad innymi elementami. Od razu mówię - jak ktoś nie ma gięcia w plecach (za grosz), będzie ciężko. Tzn. nie to, że ja mam jakieś "super", ale mam wystarczające, żeby to zrobić. Co poza tym? Silny Core, czyli mocny środek ciała (mięśnie posturalne się kłaniają). Jeśli wiecie, że brzuch, pośladki i plecy słabiutkie - to nie ma co czekać! Do roboty! Wzmacniamy! :)
Kolejne info - weźcie materace - duuuzo :) jak widzicie ja wzięłam, bo się bałam, że odpadnę na ryjek :) Nie odpadłam, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Trik nazywa się Illusionist. Choć uważam, że bliżej mu do Titanica niż Titanicowi (jeśli wiecie what I'm talking about). Niektórzy podpisywali go:
No dobra. Konkrety. Jak wejść?
1) Supermenka
2) Łapką przyciągamy się bliżej do rurki (jak w Titanicu) i przekładamy stopy (tylko połowę - to WAZNE) na przód rurki.
3) Jak widzicie tyłeczek "blisko rurki" i najważniejsze - złapanie balansu w ciele.
Znam jeszcze drugą metodę, ale długo, by pisać (bez zdjęć).
Czy kogoś interesuje instruktaż foto?
Fot. Kasia Milewska dla OH LALA
wtorek, 15 października 2013
Wywiad - niech umierają stereotypy związane z pole dance
Kilka tygodni temu dostałam maila od redaktorki serwisu fitness.sport.pl. Chciała zrobić materiał o pole dance i napisać trochę o naszej szkole OH LALA. No i dobra. Niech pisze! Więc, mimo że zwykle to ja zadaję pytania, tym razem postanowiłam udzielić małego wywiadu. Wklejam kawałek, a dalej dla zainteresowanych link :)
MD: Szkoła kojarzy mi się z tańcem na rurze - czy taki taniec jest popularny w szkole?
KB: Szkoła powstała z myślą o pole dance. To jest szkoła pole dance (taniec na rurze używa się potocznie i niektórym źle się kojarzy), więc większość kursantek przychodzi właśnie na te zajęcia. Są dwie sale do rurki i jedna sala fitnessowa, gdzie odbywają się także zajęcia Burleski, boksu, barre'u. Można by powiedzieć, że zajęcia fitnessowe są tu obecne dodatkowo, ale nie będzie to do końca prawda, bo wiele osób przychodzi do Oh Lala tylko i wyłącznie na zajęcia fitness. Jednak około połowa ćwiczących ze mną na trzeciej sali jest rurkowa.
Na szczęście stereotyp tańca na rurze jako tańca z nocnego klubu umiera. Nareszcie! Więc ci, którzy się interesują pole dance wiedzą, że to akrobatyka i bardzo intensywne ćwiczenia siłowe. Siłowe i rozciągające oczywiście. Pole dance to typowa gimnastyka, tylko z użyciem drążka.
Komu polecany jest taniec na rurze? Czy można go polecić dziewczynom, które chcą schudnąć?
Pole dance jest jedną z najlepszych przyjaciół kobiecej (i nie tylko) sylwetki. Systematyczne treningi sprawiają, że tkanka tłuszczowa szybko znika, a jej miejsce zastępują mięśnie. Stajemy się znacznie silniejsi, bardziej sprawni i elastyczni. Często pomaga osobom, które mają niegroźne bóle kręgosłupa. Wszystko dlatego, że wzmacniają się mięśnie brzucha i pleców. Dziewczyny po paru miesiącach często dziwią się, że ich kobiece możliwości sięgają tak daleko. To trening kompleksowy. Przyjdź kiedyś na zajęcia to zobaczysz, które mięśnie pracują :) absolutnie wszystkie.
Dalej czytaj: http://fitness.sport.pl/fitness/1,107701,14323592,_Umiera_stereotyp_tanca_na_rurze_jako_tanca_z_nocnego.html
Fot. Michał Zachwieja, realizacja programu internetowego Beats & Style.
Pole dance a uczulenie na metale
Jakiś czas temu napisała do mnie Monika:
- Piszę w nieco nietypowej sprawie. Chodziłam jakiś czas na pole dance, ale niefortunnie okazało się że jestem uczulona na podstawowe metale: chrom i nikiel. Rury w studio były zaś od X-pole, chromowane właśnie. Wiem że to temat rzadki w Polsce, bo przeryłam już trochę internet, musiałam skierować się na zagraniczne fora i nie znalazłam dotąd jednoznacznej odpowiedzi czy są rury które mnie na pewno nie uczulą. Tak się wkręciłam w naukę pole dance że planuję po prostu kupić rurę do domu (więc muszę być pewna że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto), studio do którego chodziłam też jest zainteresowane informacją o rurach dla alergików".
Ponieważ faktycznie nie spotkałam się wcześniej z tą sprawą postanowiłam zrobić mały research. Zebrałam także wasze opinie. Wasze, tzn. tych osób, które problem znają i już sobie z nim radzą. Oto czego się dowiedziałam. O alergii na metal najczęściej mówi się w kontekście alergii na nikiel. Jest to najbardziej powszechna przyczyna alergicznego kontaktowego zapalenia skóry – schorzenia objawiającego się swędzącą wysypką po kontakcie z konkretnym alergenem. No dobra,a teraz jak się to ma do pole dance? oto wypowiedzi uczulonych, które zebrałam w całość:
Karolina Grzywaczewska napisała mi:
- Po pierwsze trzeba znać różnice między rurą chromową, a chromowaną. Chromowana (dla przykładu x-pole) jest to stal powlekana chromem – czyli inaczej mówiąc chrom jest na nią naniesiony. Rura chromowa, czyli inaczej mówiąc kwasoodporna, nie jest powklekana żadną substancją. Przez co powłoka się nie ściera, jak w rurach powlekanych.
(Prawda. Znalazłam info na ten temat również w innym miejscu:
Rurka ze stali kwasoodpornej (stal nierdzewna, kwasoodporna) polerowana na lustro jest zrobiona z myślą o alergikach. Ta stal jest antyalergiczna i w przeciwieństwie do rur chromowanych nie ulega wycieraniu lub rdzewieniu).
- Ta sama różnica jest między mosiądzowanymi - powlekane (złote x-pole), a mosiężnymi (Platinum Stages). W rurach powlekanych zawartość niklu jest zwykle wysoka, przez co osoby które mają na niego uczulenie, mogą z czasem dostać wysypki, podrażnień skóry czy nawet silniejszych reakcji alergicznych w postaci zatruć czy zawrotów głowy. W rurach kwasoodpornych zawartość niklu jest mała m.in. dlatego, że jest to materiał dopuszczony do kontaktu z żywnością. Nie wywołuje reakcji alergicznych. Wszystkie polskie firmy, które znam robią rury ze stali kwasoodpornej. Stal chirurgiczna i owszem, ale taka stal jest koszmarnie droga i mimo że faktycznie jedna z polskich firm ma to w opisie (jeśli taka stal takową by była), rura była by bardzo droga.
Jeszcze jednym rozwiązaniem jest, jak wspomniała Agnieszka, rura malowana proszkowo (przeznaczona bardziej do pole fitnessu, akrobatyki i ćwiczeń, niż do obrotów czy tańca – z racji swej dużej przyczepności i szybkiego nagrzewania) z takich firm jak Lil Minx, Fit Pole czy Sun Pole"
- Sun Pole oferuje rury malowane proszkowo, wtedy kwestia metalu jest z głowy. Ale to do domu, nie na zajęcia... Myślę, że trzeba by zrobić testy alergiczne na co dokładnie ma się uczulenie. Większość rur to zwykła stal chromowana. Warto wybrać rury ze stali chirurgicznej, bo na taka stal raczej nie uczula".
Jeśli masz alergie na nikiel nie zawsze oznacza to, że dostaniesz uczulenia w styczności z rurką chromowaną (o ile się o nie odpowiednio dba). Oto wypowiedź Kasi Gacy:
- Mam potwornie silne uczulenie na nikiel, ale na rurkę chodzę i nic mi nie jest. Rurki chromowane rzadziej uczulają. Jest u nas jedna rurka którą "mądre" dziewczyny przecierały wodą utlenioną i spirytusem. Efekt? Przetarł się chrom i mi wystarczy 5 min z rurką żeby mieć wysypkę z pęcherzami... Moja rada: szukaj studia z chromowanymi rurkami, poćwicz i zobacz czy Cię uczuli. Dopiero wtedy baw się w testy alergiczne".
Z angielskich forów dowiedziałam się także, że niektóre osoby ratują właśnie rurki złote czyli mosiądzowane lub mosiężne. Ale nie dla każdego jest to gwarancja bezpieczeństwa, bo nie zawsze wiadomo, które mieszanki metali są na rurce (w rurce) lub na jakie metale ma się uczulenie.
Co więc zostaje? Posprawdzać dokładnie temat i sprawdzić, czy dana rurka uczula. Niestety nie ma w tym temacie złotych rad. Z tego, co pisały dziewczyny warto jednak korzystać z rurek chromowych, nie chromowanych. Być może będzie to dla was alergiczek jakieś rozwiązanie? Monice zaś radzę (jeśli i chrom i nikiel wchodzą w grę) jednak rurkę proszkowaną do domu.
Dzięki wszystkim za pomoc przy temacie :)
czwartek, 12 września 2013
Siniaki, krwiaki - chluba pole dancera?
Dręczą was siniaki, sińce i całkiem duże krwiaki? Wiem, to zupełnie normalna sprawa, zwłaszcza na początkowym etapie nauki pole dance. Tak już po prostu jest. Ale niektórzy uważają, że to trochę jak tatuaż, że to chluba pole dancerki (pole dancera). Nosimy to jak mały medal za włożoną w naukę pracę :)
Uczysz się, więc po pierwsze nie wiesz ile siły i energii włożyć w dany ruch (często jesteśmy odrobinę nadgorliwi) :) i skóra nie jest przyzwyczajona do tego ciągłego ściskania. Te siniaki kiedyś mijają, ale powracają w momentach nauki nowych trików. Tak więc jednym słowem są naszym stałym towarzyszem podróży ;) Oczywiście wraz z odciskami!
I co teraz zrobić, żeby nie wyglądać jak ofiara przemocy w rodzinie? :) no albo schować siniaki w długie jeansy i golf albo pomóc sobie odrobinę i zastosować na przykład maść z arniką, która pomaga szybciej się ich pozbyć. No i teraz co wybrać? Wypróbowałam kilka produktów z arniką, ale zdecydowanym faworytem okazał się kosmetyk o nazwie Bioderma Cicabio Arnika. Naprawdę działa! I polecam go z czystym sumieniem (cena: ok. 42zł)
Z tańszych historii podobno bardzo dobra jest maść Arcalen z wyciągiem z kwiatów arniki i nagietka, która ułatwia i przyśpiesza gojenie się krwiaków, wylewów podskórnych oraz nacieków okołostawowych. Cena: ok. 8zł
Jeśli chodzi o inne metody:
Polecam zimne okłady, które szybciej regenerują tkanki. Zwłaszcza, jeśli przy siniaku jest lekkie opuchnięcie. Przyłóż taki kompres na nie dłużej niż 10 minut (najlepiej niech to będzie woreczek z lodem lub żelowy kompres). Patentem jest też woreczek z mrożonkami ;)
Na siniaki nie należy nakładać maści rozgrzewających!
Uczysz się, więc po pierwsze nie wiesz ile siły i energii włożyć w dany ruch (często jesteśmy odrobinę nadgorliwi) :) i skóra nie jest przyzwyczajona do tego ciągłego ściskania. Te siniaki kiedyś mijają, ale powracają w momentach nauki nowych trików. Tak więc jednym słowem są naszym stałym towarzyszem podróży ;) Oczywiście wraz z odciskami!
I co teraz zrobić, żeby nie wyglądać jak ofiara przemocy w rodzinie? :) no albo schować siniaki w długie jeansy i golf albo pomóc sobie odrobinę i zastosować na przykład maść z arniką, która pomaga szybciej się ich pozbyć. No i teraz co wybrać? Wypróbowałam kilka produktów z arniką, ale zdecydowanym faworytem okazał się kosmetyk o nazwie Bioderma Cicabio Arnika. Naprawdę działa! I polecam go z czystym sumieniem (cena: ok. 42zł)
Z tańszych historii podobno bardzo dobra jest maść Arcalen z wyciągiem z kwiatów arniki i nagietka, która ułatwia i przyśpiesza gojenie się krwiaków, wylewów podskórnych oraz nacieków okołostawowych. Cena: ok. 8zł
Jeśli chodzi o inne metody:
Polecam zimne okłady, które szybciej regenerują tkanki. Zwłaszcza, jeśli przy siniaku jest lekkie opuchnięcie. Przyłóż taki kompres na nie dłużej niż 10 minut (najlepiej niech to będzie woreczek z lodem lub żelowy kompres). Patentem jest też woreczek z mrożonkami ;)
Na siniaki nie należy nakładać maści rozgrzewających!
czwartek, 29 sierpnia 2013
Pole dancerko - po co ci CrossFit?
Ile razy w tygodniu trenujesz rurkę? Dwa? Trzy? Większość z was pewnie nie częściej. Nie czujecie czasami, że brakuje wam siły w rękach, że w połowie zajęć okazuje się, że za chwilę ręce i nogi odpadną? Jeśli myślicie o tym, żeby iść w pole dance do przodu, warto uzupełnić swoje rurkowe treningi o coś extra ;)
Ja polecam CrossFit!
Czemu? Bo na rurce, oprócz rozciągnięcia najbardziej potrzebujesz siły, zręczności i dobrej kondycji. No dobra SIŁY przede wszystkim. A nic tak nie daje poweru jak CrossFit właśnie. Odkryłam go ponad rok temu, kiedy Reebok (marka ma pełne prawa do nazwy CrossFit) wędrował ze swoim boksem po Polsce. Zostałam zaproszona na trening i poczułam, że to jest to ;) Wtedy jednak nie zaczęłam treningów. Za to wpadłam na pomysł stworzenia czegoś podobnego (choć tak naprawdę zupełnie innego) w OH LALA. Pozbierałam to, czego było mi najbardziej potrzeba i zorganizowałyśmy zajęcia w szkole. Zbiegło się to w czasie z prawdziwymi treningami CrossFitu, na które zaczęłam "wpadać" na Warszawiankę. Szybko przekonałam się, że to doskonałe uzupełnienie do treningów pole dance. Pompki, miliony przysiadów, wyrzuty sztangi (nie będę zamęczała was angielskimi nazwami), podciąganie na drążku, wallballe (nie znam innej nazwy :P), wskoki na skrzynie, moje ulubione burpees itd. Treningi są krótkie, ale tak intensywne, że po 15 minutach najczęściej masz ochotę umrzeć. Oczywiście nie jest to trening dla każdego. Nie każdy kocha robienie przysiadów z 20-30 kg sztangą nad głową, ale ci którzy łapią bakcyla - łatwo nie rezygnują. Opcją dziewczyńską crossfitu zajęłam się sama tworząc zajęcia OH CROSS. Nie mamy ciężarów (dużych), ale uważam, że to co kobiecie wystarczy (tej, która nie lubi żelastwa) jest praca z ciężarem własnego ciała.
Opisywałam wszystko niedawno w artykule do portalu hellozdrowie.pl, ale przytoczę początek:
Najważniejsze założenia CrossFitu to wszechstronny rozwój ciała i różnorodność ćwiczeń. Są tu i elementy biegania, i ćwiczenia typowo siłowe. Podnoszenie się na drążku, przysiady z 30-kilogramową sztangą, pompki i wskakiwanie na 60/70-centymetrową skrzynię – wszystko to nie kojarzy się z dziewczyńskim sportem. Ale pozory często mylą! Ten boks to miejsce dla tych, którzy szukają prawdziwych sportowych wyzwań, nigdy się nie poddają i ciągle idą do przodu. Każdy wykonuje ten sam WOD (czyli znany z CrossFitu Workout of the Day), tylko skalowany do jego indywidualnych możliwości. Oczywiście nie oznacza to, że jest łatwo, mężczyźni z natury mają więcej siły, ale ponieważ ćwiczenia są zróżnicowane, kobiety bardzo szybko widzą różnicę i w swoim ciele, i jego nowych możliwościach.
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/crossfit-dziewczyny-daja-rade
Wiecie za co uwielbiam te treningi najbardziej? Za to jak szybko poprawiają nasze wszystkie cechy motoryczne. Nie tylko siłę, ale i skoczność, wydolność, koordynację ruchową, szybkość itd. Po miesiącu widzisz i czujesz rezultaty. Jak ma się to do pole dance? Jest moc i siła, która pozwala na więcej i więcej. Postępy robisz szybciej, bo twoje ciało jest znacznie lepiej przygotowane do wyzwań, które czekają cię na rurce. Akrobaci bardzo często trenują CrossFit (tak by the way).
Gdyby ktoś chciał wypróbować dziewczyńskiej wersji zapraszam do siebie do OH LALA na Bracką :)
bardziej hardcorowych treningów szukajcie na Warszawiance lub Reebok CrossFit Mokotów.
Odpowiadam zawczasu na pytanie - Tak to Joasia Jabłczyńska i Mroczek (nie wiem który) :)
Ja polecam CrossFit!
Czemu? Bo na rurce, oprócz rozciągnięcia najbardziej potrzebujesz siły, zręczności i dobrej kondycji. No dobra SIŁY przede wszystkim. A nic tak nie daje poweru jak CrossFit właśnie. Odkryłam go ponad rok temu, kiedy Reebok (marka ma pełne prawa do nazwy CrossFit) wędrował ze swoim boksem po Polsce. Zostałam zaproszona na trening i poczułam, że to jest to ;) Wtedy jednak nie zaczęłam treningów. Za to wpadłam na pomysł stworzenia czegoś podobnego (choć tak naprawdę zupełnie innego) w OH LALA. Pozbierałam to, czego było mi najbardziej potrzeba i zorganizowałyśmy zajęcia w szkole. Zbiegło się to w czasie z prawdziwymi treningami CrossFitu, na które zaczęłam "wpadać" na Warszawiankę. Szybko przekonałam się, że to doskonałe uzupełnienie do treningów pole dance. Pompki, miliony przysiadów, wyrzuty sztangi (nie będę zamęczała was angielskimi nazwami), podciąganie na drążku, wallballe (nie znam innej nazwy :P), wskoki na skrzynie, moje ulubione burpees itd. Treningi są krótkie, ale tak intensywne, że po 15 minutach najczęściej masz ochotę umrzeć. Oczywiście nie jest to trening dla każdego. Nie każdy kocha robienie przysiadów z 20-30 kg sztangą nad głową, ale ci którzy łapią bakcyla - łatwo nie rezygnują. Opcją dziewczyńską crossfitu zajęłam się sama tworząc zajęcia OH CROSS. Nie mamy ciężarów (dużych), ale uważam, że to co kobiecie wystarczy (tej, która nie lubi żelastwa) jest praca z ciężarem własnego ciała.
Opisywałam wszystko niedawno w artykule do portalu hellozdrowie.pl, ale przytoczę początek:
Najważniejsze założenia CrossFitu to wszechstronny rozwój ciała i różnorodność ćwiczeń. Są tu i elementy biegania, i ćwiczenia typowo siłowe. Podnoszenie się na drążku, przysiady z 30-kilogramową sztangą, pompki i wskakiwanie na 60/70-centymetrową skrzynię – wszystko to nie kojarzy się z dziewczyńskim sportem. Ale pozory często mylą! Ten boks to miejsce dla tych, którzy szukają prawdziwych sportowych wyzwań, nigdy się nie poddają i ciągle idą do przodu. Każdy wykonuje ten sam WOD (czyli znany z CrossFitu Workout of the Day), tylko skalowany do jego indywidualnych możliwości. Oczywiście nie oznacza to, że jest łatwo, mężczyźni z natury mają więcej siły, ale ponieważ ćwiczenia są zróżnicowane, kobiety bardzo szybko widzą różnicę i w swoim ciele, i jego nowych możliwościach.
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/crossfit-dziewczyny-daja-rade
Wiecie za co uwielbiam te treningi najbardziej? Za to jak szybko poprawiają nasze wszystkie cechy motoryczne. Nie tylko siłę, ale i skoczność, wydolność, koordynację ruchową, szybkość itd. Po miesiącu widzisz i czujesz rezultaty. Jak ma się to do pole dance? Jest moc i siła, która pozwala na więcej i więcej. Postępy robisz szybciej, bo twoje ciało jest znacznie lepiej przygotowane do wyzwań, które czekają cię na rurce. Akrobaci bardzo często trenują CrossFit (tak by the way).
Gdyby ktoś chciał wypróbować dziewczyńskiej wersji zapraszam do siebie do OH LALA na Bracką :)
bardziej hardcorowych treningów szukajcie na Warszawiance lub Reebok CrossFit Mokotów.
Odpowiadam zawczasu na pytanie - Tak to Joasia Jabłczyńska i Mroczek (nie wiem który) :)
środa, 7 sierpnia 2013
Nike Studio Wrap Pack czyli buty do pole dance
Moje odkrycie i nowa miłość ;) Myślicie, że można kochać tylko szpilki? O nie! Pole dancerki z pewnością szybko przekonają się do tych "butów".
Najpierw opis producenta
Obuwie Nike Studio Wrap zostało zaprojektowane, aby pomóc Ci w pełni wykorzystać treningi jogi, tańca i pilates. Składa się ze skarpety, taśmy i baletki - trzech części systemu zapewniających ochronę, dobrą trakcję, wsparcie oraz styl.
Skarpeta: zapewnia doskonałą przyczepność podczas ćwiczeń na nawierzchniach wewnętrznych. Wykonana z rozciągliwego materiału piankowego skrzyżowana w górnej części stopy, owija się wokół łuku i pod piętą dając wsparcie tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne.
Taśma: nadaje szyku oraz zapewnia wsparcie stawu skokowego oraz kostki.
Baletka: to doskonała ochrona oraz trwałość. Siatka zapewnia doskonałą wentylację oraz komfort użytkowania. Specjalnie nacięta podeszwa obuwia zapewnia idealną elastyczność. Silikonowa podeszwa gwarantuje przyczepność na powierzchniach wewnętrznych.
TERAZ JA:
Oni pomyśleli o balecie, pilatesie i jodze. Ale jak się okazuje są to też buty świetne do pole dance. Jeśli podobnie jak mnie, wkurza was chodzenie po sali na boso, ta (jak nazwał ją producent) skarpetka - zapewnia doskonały komfort ćwiczeń. Prawdą jest, że pomaga w przyczepności na podłodze, a przy wchodzeniu na rure zupełnie nie przeszkadza. No chyba, że robicie trik, gdzie potrzebne jest trzymanie na stopie np. ballerinę. Wtedy warto je jednak zdjąć. Ja jednak ćwiczę w nich zwykle całą godzinę i wcale ich nie zdejmuje. Taśmy - jak dla mnie bardziej wyglądają niż są funkcjonalne, więc na co dzień nie zawracam sobie nimi głowy. Ale jak się je zawiąże - faktycznie przypominają baletki. Myślę, że czarny kolor całego zestawu dawałby dobry efekt. Wrócę do skarpetek - wygodne, właściwie nie czuję, że mam je na nodze i o dziwo (wbrew moim przypuszczeniom) nie poci się w nich stopa. Fakt, że mają wycięte miejsce na palce robi tu całą robotę. Jestem w nich po prostu zakochana i noszę je prawie na każdym treningu. Wcześniej służyła mi do tego ściągnięta po połowy bawełniana skarpetka.
A teraz baletka - na początku zakładałam ją na rozgrzewkę, ale w te upały jest nieużyteczna. W niej szybciej poci się stopa i mimo, że jest bardzo giętka, przy niektórych ruchach (zwłaszcza rozciąganiu) jest zbędna, bo czasami spada (zwłaszcza przy pointach). Nie wiem, może jak zrobi się chłodniej zmienię zdanie i będę nosiła cały zestaw... Przy rozgrzewce, zwłaszcza części bardziej rozruchowej chroni stopę, więc tu z pewnością jest przydatna.
Z tego co wiem (choć teraz mogło się coś zmienić), w Polsce są dostępne dwa zestawy. Ten który mam ja, czyli róż plus kropeczki oraz pomarańczowa taśma i czarne baletki albo zestaw "all black". Wszystko to zapakować można do eleganckiego woreczka ;)
Moje cudo nie jest niestety tanie, bo kosztuje około 350-400zł, ale liczę, że może coś się w tym temacie zmniejszy z czasem :)
Najpierw opis producenta
Obuwie Nike Studio Wrap zostało zaprojektowane, aby pomóc Ci w pełni wykorzystać treningi jogi, tańca i pilates. Składa się ze skarpety, taśmy i baletki - trzech części systemu zapewniających ochronę, dobrą trakcję, wsparcie oraz styl.
Skarpeta: zapewnia doskonałą przyczepność podczas ćwiczeń na nawierzchniach wewnętrznych. Wykonana z rozciągliwego materiału piankowego skrzyżowana w górnej części stopy, owija się wokół łuku i pod piętą dając wsparcie tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne.
Taśma: nadaje szyku oraz zapewnia wsparcie stawu skokowego oraz kostki.
Baletka: to doskonała ochrona oraz trwałość. Siatka zapewnia doskonałą wentylację oraz komfort użytkowania. Specjalnie nacięta podeszwa obuwia zapewnia idealną elastyczność. Silikonowa podeszwa gwarantuje przyczepność na powierzchniach wewnętrznych.
TERAZ JA:
Oni pomyśleli o balecie, pilatesie i jodze. Ale jak się okazuje są to też buty świetne do pole dance. Jeśli podobnie jak mnie, wkurza was chodzenie po sali na boso, ta (jak nazwał ją producent) skarpetka - zapewnia doskonały komfort ćwiczeń. Prawdą jest, że pomaga w przyczepności na podłodze, a przy wchodzeniu na rure zupełnie nie przeszkadza. No chyba, że robicie trik, gdzie potrzebne jest trzymanie na stopie np. ballerinę. Wtedy warto je jednak zdjąć. Ja jednak ćwiczę w nich zwykle całą godzinę i wcale ich nie zdejmuje. Taśmy - jak dla mnie bardziej wyglądają niż są funkcjonalne, więc na co dzień nie zawracam sobie nimi głowy. Ale jak się je zawiąże - faktycznie przypominają baletki. Myślę, że czarny kolor całego zestawu dawałby dobry efekt. Wrócę do skarpetek - wygodne, właściwie nie czuję, że mam je na nodze i o dziwo (wbrew moim przypuszczeniom) nie poci się w nich stopa. Fakt, że mają wycięte miejsce na palce robi tu całą robotę. Jestem w nich po prostu zakochana i noszę je prawie na każdym treningu. Wcześniej służyła mi do tego ściągnięta po połowy bawełniana skarpetka.
A teraz baletka - na początku zakładałam ją na rozgrzewkę, ale w te upały jest nieużyteczna. W niej szybciej poci się stopa i mimo, że jest bardzo giętka, przy niektórych ruchach (zwłaszcza rozciąganiu) jest zbędna, bo czasami spada (zwłaszcza przy pointach). Nie wiem, może jak zrobi się chłodniej zmienię zdanie i będę nosiła cały zestaw... Przy rozgrzewce, zwłaszcza części bardziej rozruchowej chroni stopę, więc tu z pewnością jest przydatna.
Z tego co wiem (choć teraz mogło się coś zmienić), w Polsce są dostępne dwa zestawy. Ten który mam ja, czyli róż plus kropeczki oraz pomarańczowa taśma i czarne baletki albo zestaw "all black". Wszystko to zapakować można do eleganckiego woreczka ;)
Moje cudo nie jest niestety tanie, bo kosztuje około 350-400zł, ale liczę, że może coś się w tym temacie zmniejszy z czasem :)
poniedziałek, 22 lipca 2013
Samba Hold, Umbrella i Gemini Elbow
Wstałam dziś o 5 rano (wiem, kogo to obchodzi), ale mam za sobą 14h dzień zawalania, więc pisać mi się nie chce. Za to nie mogę odmowić sobie, bo i tak za rzadko piszę (ciągle z braku czasu) podesłania wam kilku inspiracji. W sobotę strzeliłam szybkiego trenia, na którym utrwaliłam sobie dwa triki z warsztatów od Marion Crampe oraz ogarnęłam wraz z Pati Tazbir jeden nowy, którego autorką jest człowiek bez kości czyli Aline Kerber. Kiedyś napiszę o niej troszki więcej.
Z racji jej specyficznego ułożenia ciała, Pati nazwała go Salba Hold, ja nadałam mu nieco polskiego i swojskiego klimatu i ochrzciłam: łokciopupościskacz ;)
Oto i ono:
A oto trochę inna forma gemini:
Oraz wejście z powyższego Gemini do Umbrelli:
Dziękuję za uwagę :)
Dobranoc!
Z racji jej specyficznego ułożenia ciała, Pati nazwała go Salba Hold, ja nadałam mu nieco polskiego i swojskiego klimatu i ochrzciłam: łokciopupościskacz ;)
Oto i ono:
A oto trochę inna forma gemini:
Oraz wejście z powyższego Gemini do Umbrelli:
Dziękuję za uwagę :)
Dobranoc!
poniedziałek, 8 lipca 2013
I'm not freak, I'm passionate, czyli warsztaty z Marion Crampe
Ostatni czwartek był jednym z przełomowych dni, jeśli chodzi o moją przygodę z pole dance. Dlaczego? Bo do Polski przyleciała Marion Crampe - jedna z moich najulubieńszych pole dancerek. Jak tylko dowiedziałam się, że będzie, natychmiast zapisałam się na warsztaty. Nie jestem typem człowieka, który jara się byle czym, ale przyznam się wam szczerze, że na to spotkanie czekałam z niecierpliwością. I nie zawiodłam się ani trochę!
Marion Crampe, która przyleciała do nas z Francji jest prawdziwą pasjonatką. Na przywitanie wypaliła: I'm not a freak. I'm just passionate. I to akurat się zgadza. Widać to w każdym jej ruchu - ona ten sport kocha. Ale (!) jest wymagającym nauczycielem. Jak trzeba krzyknie, a za chwilę cię ściska i całuje gratulując, że tak szybko ci coś wyszło. Jest samoukiem, ale nam radziła pracować w grupie. Powiedziała, że ona nie miała takiej możliwości.
Zacznijmy jednak od początku!
Jestem supermarketem
Marion zaczęła zajęcia od zakomunikowania, że dziś jest dla nas supermarketem. A my zgarniamy jej wiedzę i doświadczenie jak towar. No dobra... pomyślałam. No to będę brała garściami! I wzięłam :)
Zaskoczyła mnie jej rozgrzewka. Mało dynamiczna, złożona w większości z ćwiczeń rozciągających i rozgrzewających same stawy. Fakt - było duszno i parno jak w piekle, więc i tak po 3 minutach byłyśmy już mokre, ale mimo wszystko zdziwiło mnie to. Dowiedziałam się za to kilku przydatnych informacji dotyczących tego jakie części ciała trzeba rozciągać bardziej niż inne (np. przyczep mięśnia czworogłowego), bo bez tego trudno wykonać większość figur. Każdy, kto zna Marion z filmików wie, że jest rozciągnięta jak sku&^%n. Ale napełniła me serce nadzieją, kiedy zapewniła, że gdy zaczynała nie była za szczególnie rozciągnięta. Wiem, że uprawiała balet i tańczyła jazz, więc nie wierze jej do końca, ale jeśli nie była człowiekiem gumą (a teraz jest), to i dla nas, zwykłych śmiertelników jest szansa. W końcu ona zajmuje się pole dance od 7 lat! Powiedziała, że wszystko jest w głowie i w odpowiednim podejściu do swojego ciała. I z tym zgadzam się w 100%.
Trochę obawiałam się tej lekcji, ale okazało się, że mimo, iż nowe triki nie należą do najłatwiejszych, dajemy sobie z nimi radę (lepiej lub gorzej, ale jednak). Oczywiście nie zdradzę wam tu teraz wszystkiego, bo jak wiadomo nie da się tego opisać słowami, ale jak tylko trochę poćwiczę i wejdę na salę, podrzucę jakąś fotkię. Nie mogę też doczekać się lekcji z moimi dziewczynami. Mam im tyle do przekazania!
Marion jest świetna metodycznie i dała nam kilka ważnych rad jak radzić sobie ze spinem. Już wiedziała, że w Polsce rzadko ćwiczymy na kręconych rurkach. Jej zdaniem są o 100% lepsze, bo piękniej eksponują ciało w ruchu z każdej strony. Co więcej, powiedziała, że musimy przezwyciężyć wrażenie, że rurka jest inna. Jest dokładnie taka sama, tylko się kręci. Oczywiście my wiemy, że niektóre figury na spinie są łatwiejsze, a inne trudniej jest wykonać. Tak czy owak ma rację - trzeba się z tymi spinami przeprosić. Po drugie umiejętne rozłożenie siły i większy spokój. To były jej kolejne rady. Zwracała uwagę na ułożenie stóp i linie ciała. Każdy detal był ważny. Nawet w sposobie nauki widać u niej prawdziwą pasję... w dodatku taką, która zaraża!
Po zajęciach z nią uwierzyłam bardziej w siebie. Wiedziałam, że mogę więcej niż mi się wydawało i kiedy spojrzałam na pole dance jej oczami, poczułam jeszcze silniejsza miłość do rurki (tak wiem, rzyg tęczą. Być może to co piszę brzmi jak frazes, ale naprawdę mam nową, jeszcze większą motywację do pracy). Niewiele osób jest w stanie sprawić, że wydaje ci się, że możesz wszystko. Jasne, że bez jej pomocy trudno byłoby mi tak szybko wykonać wszystkie nowe figury, ale Marion sprawiła, że uwierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Naprawdę jaram się nią oporowo!
Na końcu były uściski i autografy, dostałam super wpis. Nareszcie ktoś docenił mój największy atut rurkowy - siłę :) bo szpagatowiec to ze mnie średni...
I teraz najlepsze! Wychodząc z sali szybko zapisałam sobie wszystko na kartce, bo na warsztatach nie można robić zdjęć, ale na szczęście Marion podczas swojego występu na Pole Dance Cup 2013 pokazała wszystkie triki. Ha! Mam ściągę!
Nie przegapcie następnych warsztatów. Jest wyjątkowa i warta każdych pieniędzy! ;)
Marion Crampe, która przyleciała do nas z Francji jest prawdziwą pasjonatką. Na przywitanie wypaliła: I'm not a freak. I'm just passionate. I to akurat się zgadza. Widać to w każdym jej ruchu - ona ten sport kocha. Ale (!) jest wymagającym nauczycielem. Jak trzeba krzyknie, a za chwilę cię ściska i całuje gratulując, że tak szybko ci coś wyszło. Jest samoukiem, ale nam radziła pracować w grupie. Powiedziała, że ona nie miała takiej możliwości.
Zacznijmy jednak od początku!
Jestem supermarketem
Marion zaczęła zajęcia od zakomunikowania, że dziś jest dla nas supermarketem. A my zgarniamy jej wiedzę i doświadczenie jak towar. No dobra... pomyślałam. No to będę brała garściami! I wzięłam :)
Zaskoczyła mnie jej rozgrzewka. Mało dynamiczna, złożona w większości z ćwiczeń rozciągających i rozgrzewających same stawy. Fakt - było duszno i parno jak w piekle, więc i tak po 3 minutach byłyśmy już mokre, ale mimo wszystko zdziwiło mnie to. Dowiedziałam się za to kilku przydatnych informacji dotyczących tego jakie części ciała trzeba rozciągać bardziej niż inne (np. przyczep mięśnia czworogłowego), bo bez tego trudno wykonać większość figur. Każdy, kto zna Marion z filmików wie, że jest rozciągnięta jak sku&^%n. Ale napełniła me serce nadzieją, kiedy zapewniła, że gdy zaczynała nie była za szczególnie rozciągnięta. Wiem, że uprawiała balet i tańczyła jazz, więc nie wierze jej do końca, ale jeśli nie była człowiekiem gumą (a teraz jest), to i dla nas, zwykłych śmiertelników jest szansa. W końcu ona zajmuje się pole dance od 7 lat! Powiedziała, że wszystko jest w głowie i w odpowiednim podejściu do swojego ciała. I z tym zgadzam się w 100%.
Trochę obawiałam się tej lekcji, ale okazało się, że mimo, iż nowe triki nie należą do najłatwiejszych, dajemy sobie z nimi radę (lepiej lub gorzej, ale jednak). Oczywiście nie zdradzę wam tu teraz wszystkiego, bo jak wiadomo nie da się tego opisać słowami, ale jak tylko trochę poćwiczę i wejdę na salę, podrzucę jakąś fotkię. Nie mogę też doczekać się lekcji z moimi dziewczynami. Mam im tyle do przekazania!
Marion jest świetna metodycznie i dała nam kilka ważnych rad jak radzić sobie ze spinem. Już wiedziała, że w Polsce rzadko ćwiczymy na kręconych rurkach. Jej zdaniem są o 100% lepsze, bo piękniej eksponują ciało w ruchu z każdej strony. Co więcej, powiedziała, że musimy przezwyciężyć wrażenie, że rurka jest inna. Jest dokładnie taka sama, tylko się kręci. Oczywiście my wiemy, że niektóre figury na spinie są łatwiejsze, a inne trudniej jest wykonać. Tak czy owak ma rację - trzeba się z tymi spinami przeprosić. Po drugie umiejętne rozłożenie siły i większy spokój. To były jej kolejne rady. Zwracała uwagę na ułożenie stóp i linie ciała. Każdy detal był ważny. Nawet w sposobie nauki widać u niej prawdziwą pasję... w dodatku taką, która zaraża!
Po zajęciach z nią uwierzyłam bardziej w siebie. Wiedziałam, że mogę więcej niż mi się wydawało i kiedy spojrzałam na pole dance jej oczami, poczułam jeszcze silniejsza miłość do rurki (tak wiem, rzyg tęczą. Być może to co piszę brzmi jak frazes, ale naprawdę mam nową, jeszcze większą motywację do pracy). Niewiele osób jest w stanie sprawić, że wydaje ci się, że możesz wszystko. Jasne, że bez jej pomocy trudno byłoby mi tak szybko wykonać wszystkie nowe figury, ale Marion sprawiła, że uwierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Naprawdę jaram się nią oporowo!
Na końcu były uściski i autografy, dostałam super wpis. Nareszcie ktoś docenił mój największy atut rurkowy - siłę :) bo szpagatowiec to ze mnie średni...
I teraz najlepsze! Wychodząc z sali szybko zapisałam sobie wszystko na kartce, bo na warsztatach nie można robić zdjęć, ale na szczęście Marion podczas swojego występu na Pole Dance Cup 2013 pokazała wszystkie triki. Ha! Mam ściągę!
Nie przegapcie następnych warsztatów. Jest wyjątkowa i warta każdych pieniędzy! ;)
wtorek, 2 lipca 2013
Jak żyć, czyli trochę o rozciąganiu
Kiedyś już pisałam na ten temat, potem obiecałam sobie, że będę wracać do tego tematu, zwłaszcza, że to jednak pole dance i stretching jest bliski naszemu sercu ;)
Od jakiegoś czasu współpracuję z portalem Hellozdrowie.pl. Miałam tam okazję powiedzieć parę słów na temat rozciągania odprężonego. Niestety dosłownie parę słów, bo jak wiadomo czas antenowy jest na wagę złota i nikt już nie chce oglądać elaboratów.
Zostawiam wam tu link, ale oprócz tego zapewniam, że nie jest to moje ostatnie słowo! Chce napisać o rozciąganiu do szpagatu wraz z galerią poszczególnych ćwiczeń.
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/cwiczenia-rozciagajace-rob-je-dobrze
W ramach dygresji chciałam ku pokrzepieniu serc tych mniej rozciągniętych powiedzieć, że da się. I nawet jeśli ma ci to zająć dużo czasu - bądź konsekwentna! Ci, którzy śledzą bloga, wiedzą, że mam za sobą trzy poważne naderwania. Jedno na tyle poważne, że kawałek ścięgna oderwało się od kości. Lekarz powiedział, że z tak masywną blizną nigdy tej nogi nie rozciągnę (miejsce dość niefortunne, bo to przyczep mięśnia dwugłowego). Tak więc zgodnie z powiedzeniem: NO TO PATRZ, ogarnęłam ten temat! Idealnie nie jest, ale jeszcze będzie :)
(Dla zainteresowanych, jeszcze długo po zerwaniu, nie mogłam schylić się nawet, żeby dotknąć kolana...)
Szykuję też dla was post o ćwiczeniach wzmacniających plecy. Zauważyłam na zajęciach, że 99% kobitek ma z tym duże problemy. Oprócz brzucha, mocne mięśnie pleców bardzo się przydają, a poza tym chronią nasz kręgosłup przed kontuzjami! Stay tuned - pracuję nad tym! :)
Od jakiegoś czasu współpracuję z portalem Hellozdrowie.pl. Miałam tam okazję powiedzieć parę słów na temat rozciągania odprężonego. Niestety dosłownie parę słów, bo jak wiadomo czas antenowy jest na wagę złota i nikt już nie chce oglądać elaboratów.
Zostawiam wam tu link, ale oprócz tego zapewniam, że nie jest to moje ostatnie słowo! Chce napisać o rozciąganiu do szpagatu wraz z galerią poszczególnych ćwiczeń.
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/cwiczenia-rozciagajace-rob-je-dobrze
W ramach dygresji chciałam ku pokrzepieniu serc tych mniej rozciągniętych powiedzieć, że da się. I nawet jeśli ma ci to zająć dużo czasu - bądź konsekwentna! Ci, którzy śledzą bloga, wiedzą, że mam za sobą trzy poważne naderwania. Jedno na tyle poważne, że kawałek ścięgna oderwało się od kości. Lekarz powiedział, że z tak masywną blizną nigdy tej nogi nie rozciągnę (miejsce dość niefortunne, bo to przyczep mięśnia dwugłowego). Tak więc zgodnie z powiedzeniem: NO TO PATRZ, ogarnęłam ten temat! Idealnie nie jest, ale jeszcze będzie :)
(Dla zainteresowanych, jeszcze długo po zerwaniu, nie mogłam schylić się nawet, żeby dotknąć kolana...)
Szykuję też dla was post o ćwiczeniach wzmacniających plecy. Zauważyłam na zajęciach, że 99% kobitek ma z tym duże problemy. Oprócz brzucha, mocne mięśnie pleców bardzo się przydają, a poza tym chronią nasz kręgosłup przed kontuzjami! Stay tuned - pracuję nad tym! :)
niedziela, 23 czerwca 2013
Kobiety Pistolety
Wczoraj odbyła się impreza o wdzięcznym tytule Kobiety Pistolety. Targi trwały cały dzień, a wieczorem przyszła pora na część, która mnie interesowała najbardziej - pole dance'owe batelki oraz występ moich kolegów z OH LALA.
Jeśli chodzi o bitwę na rurkach wygrała moja serdeczna koleżanka Ola Kulikowska. Straszliwe jej gratuluję, bo dziewczynina ma serce do tego sportu :)
A wam muszę pokazać co przygotowali na ten wieczór instruktorzy z mojej szkoły
Check it out:
Jeśli chodzi o bitwę na rurkach wygrała moja serdeczna koleżanka Ola Kulikowska. Straszliwe jej gratuluję, bo dziewczynina ma serce do tego sportu :)
A wam muszę pokazać co przygotowali na ten wieczór instruktorzy z mojej szkoły
Check it out:
Nigdy, przenigdy nie zapominaj o rozgrzewce!
Odkąd pracuję po 14h dziennie, nie mam czasu na pisanie na blogu. Ale obiecałam sobie, że znajdę go przynajmniej tyle, żeby wrzucać krotkie ważne info i trochę fot. Nie dam temu miejscu umrzeć!

Dziś o rozgrzewce słów kilka.
Rozgrzewka ma przyśpieszyć gotowość naszego organizmu do wysiłku fizycznego – to jasne! Większość osób wie, że od tego zaczyna się każdy trening. Dlaczego to takie istotne? Ponieważ po pierwsze skurcz mięśni w dużym stopniu zależy właśnie od temperatury ciała. Niska temperatura obniża ich pobudliwość i wydolność. Jednak wpływ rozgrzewki na wydolność organizmu nie ogranicza się tylko do podwyższenia ciepłoty ciała i jest znacznie bardziej złożony. Równie ważne co zmiany w tkance mięśniowej są zmiany w układzie więzadłowo-stawowym. Większość trenujących doskonale wie, z czym to się wiąże – kontuzje kolan, naderwane ścięgna i przyczepy mięśni, nadwyrężone łokcie itd.
Każda rozgrzewka powinna składać się z dwóch części: ogólnej i specjalistycznej. Zadaniem tej pierwszej jest przygotowanie do wysiłku, podniesienie temperatury ciała, rozruszanie stawów i mięśni, pobudzenie układu nerwowego i narządów wewnętrznych. Mowa tu o lekkim biegu oraz ćwiczeniach rozluźniających. Druga część to już praca mająca jak najbardziej przybliżyć właściwy wysiłek treningowy.
Kiedy omijamy rozgrzewkę - mięśnie, które od razu zostają zmuszone do intensywnego wysiłku doznają w pewnym sensie „szoku”. W szybkim tempie, będą starały się przystosować od zaistniałej sytuacji co może powodować nie tylko urazy, ale i stratę energii, które ciało mogłoby spożytkować znacznie bardziej efektywnie (po rozgrzewce). Innymi słowy - w ponad 30 procentach nasz trening będzie zmarnowany.
Koniec mądrości - bez rozgrzewki nie ma mowy o włażeniu na rurę i koniec!
I niech nigdy, przenigdy nie przychodzi wam do głowy, by robić bez rozgrzewki szpagat. Zwracam się tu także do tych, którzy są naprawdę nieźle rozciągnięci!
Jeśli nie wiecie jak się rozgrzewać, macie ode mnie propozycję, które skręciłam z portalem Hello Zdrowie
Oto link do video:
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/jak-dobrze-wykonac-rozgrzewke

Dziś o rozgrzewce słów kilka.
Rozgrzewka ma przyśpieszyć gotowość naszego organizmu do wysiłku fizycznego – to jasne! Większość osób wie, że od tego zaczyna się każdy trening. Dlaczego to takie istotne? Ponieważ po pierwsze skurcz mięśni w dużym stopniu zależy właśnie od temperatury ciała. Niska temperatura obniża ich pobudliwość i wydolność. Jednak wpływ rozgrzewki na wydolność organizmu nie ogranicza się tylko do podwyższenia ciepłoty ciała i jest znacznie bardziej złożony. Równie ważne co zmiany w tkance mięśniowej są zmiany w układzie więzadłowo-stawowym. Większość trenujących doskonale wie, z czym to się wiąże – kontuzje kolan, naderwane ścięgna i przyczepy mięśni, nadwyrężone łokcie itd.
Każda rozgrzewka powinna składać się z dwóch części: ogólnej i specjalistycznej. Zadaniem tej pierwszej jest przygotowanie do wysiłku, podniesienie temperatury ciała, rozruszanie stawów i mięśni, pobudzenie układu nerwowego i narządów wewnętrznych. Mowa tu o lekkim biegu oraz ćwiczeniach rozluźniających. Druga część to już praca mająca jak najbardziej przybliżyć właściwy wysiłek treningowy.
Kiedy omijamy rozgrzewkę - mięśnie, które od razu zostają zmuszone do intensywnego wysiłku doznają w pewnym sensie „szoku”. W szybkim tempie, będą starały się przystosować od zaistniałej sytuacji co może powodować nie tylko urazy, ale i stratę energii, które ciało mogłoby spożytkować znacznie bardziej efektywnie (po rozgrzewce). Innymi słowy - w ponad 30 procentach nasz trening będzie zmarnowany.
Koniec mądrości - bez rozgrzewki nie ma mowy o włażeniu na rurę i koniec!
I niech nigdy, przenigdy nie przychodzi wam do głowy, by robić bez rozgrzewki szpagat. Zwracam się tu także do tych, którzy są naprawdę nieźle rozciągnięci!
Jeśli nie wiecie jak się rozgrzewać, macie ode mnie propozycję, które skręciłam z portalem Hello Zdrowie
Oto link do video:
http://www.hellozdrowie.pl/ruch/jak-dobrze-wykonac-rozgrzewke
czwartek, 21 marca 2013
Aerial Experience
Już dawno obiecałam sobie ten wpis. Dziś też o tańcu w powietrzu, ale zamiast rurki - szarfa!
Jakiś czas temu robiłam o tym duży materiał do miesięcznika Happy. O tym - czyli o powietrznych akrobacjach. Dorwałam wtedy Magdalenę Sztencel, która jako jedna z nielicznych osób w Warszawie zajmuje się tym tematem (swoją drogę trochę szok, że tak mało jest miejsc w stolicy, gdzie można się uczyć tej pięknej dyscypliny).
Losowo wybrany filmik poniżej:
Wybrałam się do Magdaleny na krótką pogawędkę o szarfach - musiałam się dowiedzieć z czym to się je. Sama nie spróbowałam, bo miałam wtedy kontuzję. Opisałam więc w materiale to, co zobaczyłam i to co mi przekazała Magdalena. I tak dowiedziałam się, że najważniejsze, przynajmniej na początku jest: budowanie siły, wzmacnianie mięśni (także tych wewnętrznych - odpowiedzialnych za równowagę), praca nóg przy wchodzeniu na szarfę (itd.)
No wiadomo - pomyślałam, czyli wszystko to, co robi się na rurce.

Są jednak znaczne różnice! O tym zaraz.
Obserwując Magdę (Magdalenę - dla mnie to wciąż to samo imię :) ) nie wyglądało to na trudne zadanie. Szybko i sprawnie radziła sobie z tą wdzięczną materią, choć od razu wiedziałam, że umiejętne zaplątywanie się w szarfę z pewnością nie należy do najłatwiejszych.
Tak czy owak - napisałam artykuł, po czym o sprawie zapomniałam. Aż do momentu, w którym poznałam Anię Filipowską (zdj. niżej)


Kiedy zobaczyłam ją na szarfie - zwariowałam! W dodatku było to mniej więcej w tym czasie, w którym Ania brała udział w programie "Mam Talent". Kochana Ania zabrała mnie na trening, na którym przekonałam się co oznacza "robota z szarfą" :D Oczywiście do tematu podeszłam na 'cfaniaka'. Po takim czasie z rurką - żadna szarfa nie była mi straszna. Ehe... Jasne! Przy pierwszym wejściu zmieniłam swoje podejście! Mimo, że to również jest akrobatyka - pierwszą i najważniejszą różnicą jest to, że o ile w pole dance to Ty musisz się dostosować do rurki (która najspokojniej w świecie stoi w jednym miejscu), o tyle szarfę musisz dostosować do ciała. To naprawdę robi różnicę. Rurka przynajmniej jest stabilna kiedy na nią wchodzisz, a ten materiał przecież cały czas się huśta. No i trzeba go okiełznać. Po kilku próbach (wcale nie łatwych) wreszcie wlazłam na górę. Oczywiście na nic zdały się rady Ani - która krzyczała, żebym używała nóg przy wchodzeniu. Z uporem maniaka dźwigałam się na rękach, które po chwili... prawie mi odpadły :D
Nie poddałam się jednak i po godzinie nauczyłam się pierwszych trików ;) Okazuje się, że są to całkiem podobne figury do pole dance (przynajmniej niektóre), aczkolwiek nie powiem - wykonanie ich jest toootalnieee różne. Drugą różnicą jest to, że o ile w pole dance im mniej ubrań masz na sobie - tym lepszą masz przyczepność, o tyle w szarfach musisz być zakryta. Odpowiedni strój to taki, który zakrywa brzuch i co ważniejsze nogi (już teraz wiem dlaczego). Owinięty wokół ciała materiał naprawdę mocno ściska skórę i przy zmianie ruchów lub szybszych spadkach po prostu parzy skórę (nie mówię tu nawet o siniakach - miałam ich po treningu więcej niż po rurce).
Oczywiście moja jednorazowa przygoda z szarfą nie daje mi prawa do tego, by się wymądrzać, ale... Bardzo mi się ta szarfa spodobała i uważam, że stanowi przepiękną dyscyplinę - może nawet (prawie) tak piękną jak pole dance ;) Niestety, o ile szkół pole dance powstaje u nas tyle co grzybów po deszczu, to o tańcu na szarfach w Polsce słyszy się mało... A szkoda, bo uważam, że obie historie wspaniale się uzupełniają! Pewnie sporym utrudnieniem jest miejsce. Szarfy muszą być zawieszone (przynajmniej powinny) kilka metrów nad ziemią. Poza tym nie nastała chyba jeszcze "moda" na "silki". We Wrocławiu jest profesjonalna miejscówka, gdzie można się uczyć akrobatyki (w przeróżnych formach), ale reszta Polski... no cóż trochę odstaje niestety. Wiem, że w Wawie zajęcia prowadzi Magda(lena) oraz Freeart Fusion. Ja z pewnością skoczę na trenio jeszcze nie raz do Katowic! Jak się uczyć to od najlepszych ;)

Jakiś czas temu robiłam o tym duży materiał do miesięcznika Happy. O tym - czyli o powietrznych akrobacjach. Dorwałam wtedy Magdalenę Sztencel, która jako jedna z nielicznych osób w Warszawie zajmuje się tym tematem (swoją drogę trochę szok, że tak mało jest miejsc w stolicy, gdzie można się uczyć tej pięknej dyscypliny).
Losowo wybrany filmik poniżej:
Wybrałam się do Magdaleny na krótką pogawędkę o szarfach - musiałam się dowiedzieć z czym to się je. Sama nie spróbowałam, bo miałam wtedy kontuzję. Opisałam więc w materiale to, co zobaczyłam i to co mi przekazała Magdalena. I tak dowiedziałam się, że najważniejsze, przynajmniej na początku jest: budowanie siły, wzmacnianie mięśni (także tych wewnętrznych - odpowiedzialnych za równowagę), praca nóg przy wchodzeniu na szarfę (itd.)
No wiadomo - pomyślałam, czyli wszystko to, co robi się na rurce.

Są jednak znaczne różnice! O tym zaraz.
Obserwując Magdę (Magdalenę - dla mnie to wciąż to samo imię :) ) nie wyglądało to na trudne zadanie. Szybko i sprawnie radziła sobie z tą wdzięczną materią, choć od razu wiedziałam, że umiejętne zaplątywanie się w szarfę z pewnością nie należy do najłatwiejszych.
Tak czy owak - napisałam artykuł, po czym o sprawie zapomniałam. Aż do momentu, w którym poznałam Anię Filipowską (zdj. niżej)


Kiedy zobaczyłam ją na szarfie - zwariowałam! W dodatku było to mniej więcej w tym czasie, w którym Ania brała udział w programie "Mam Talent". Kochana Ania zabrała mnie na trening, na którym przekonałam się co oznacza "robota z szarfą" :D Oczywiście do tematu podeszłam na 'cfaniaka'. Po takim czasie z rurką - żadna szarfa nie była mi straszna. Ehe... Jasne! Przy pierwszym wejściu zmieniłam swoje podejście! Mimo, że to również jest akrobatyka - pierwszą i najważniejszą różnicą jest to, że o ile w pole dance to Ty musisz się dostosować do rurki (która najspokojniej w świecie stoi w jednym miejscu), o tyle szarfę musisz dostosować do ciała. To naprawdę robi różnicę. Rurka przynajmniej jest stabilna kiedy na nią wchodzisz, a ten materiał przecież cały czas się huśta. No i trzeba go okiełznać. Po kilku próbach (wcale nie łatwych) wreszcie wlazłam na górę. Oczywiście na nic zdały się rady Ani - która krzyczała, żebym używała nóg przy wchodzeniu. Z uporem maniaka dźwigałam się na rękach, które po chwili... prawie mi odpadły :D
Nie poddałam się jednak i po godzinie nauczyłam się pierwszych trików ;) Okazuje się, że są to całkiem podobne figury do pole dance (przynajmniej niektóre), aczkolwiek nie powiem - wykonanie ich jest toootalnieee różne. Drugą różnicą jest to, że o ile w pole dance im mniej ubrań masz na sobie - tym lepszą masz przyczepność, o tyle w szarfach musisz być zakryta. Odpowiedni strój to taki, który zakrywa brzuch i co ważniejsze nogi (już teraz wiem dlaczego). Owinięty wokół ciała materiał naprawdę mocno ściska skórę i przy zmianie ruchów lub szybszych spadkach po prostu parzy skórę (nie mówię tu nawet o siniakach - miałam ich po treningu więcej niż po rurce).
Oczywiście moja jednorazowa przygoda z szarfą nie daje mi prawa do tego, by się wymądrzać, ale... Bardzo mi się ta szarfa spodobała i uważam, że stanowi przepiękną dyscyplinę - może nawet (prawie) tak piękną jak pole dance ;) Niestety, o ile szkół pole dance powstaje u nas tyle co grzybów po deszczu, to o tańcu na szarfach w Polsce słyszy się mało... A szkoda, bo uważam, że obie historie wspaniale się uzupełniają! Pewnie sporym utrudnieniem jest miejsce. Szarfy muszą być zawieszone (przynajmniej powinny) kilka metrów nad ziemią. Poza tym nie nastała chyba jeszcze "moda" na "silki". We Wrocławiu jest profesjonalna miejscówka, gdzie można się uczyć akrobatyki (w przeróżnych formach), ale reszta Polski... no cóż trochę odstaje niestety. Wiem, że w Wawie zajęcia prowadzi Magda(lena) oraz Freeart Fusion. Ja z pewnością skoczę na trenio jeszcze nie raz do Katowic! Jak się uczyć to od najlepszych ;)

sobota, 16 marca 2013
Naderwane, naciągnięte i przeciążone (... ) Jak ustrzec się przed kontuzjami?
Pole dance jest pięknym sportem, ale i bardzo wymagającym - również pod względem fizycznym. Większość osób rozpoczynających naukę nie ma odpowiedniego przygotowania (głównie brakuje siły i rozciągnięcia). Niestety jest to przyczyną wielu mało przyjemnych kontuzji. I nie mówię tu o siniakach...
Skąd te kontuzje? Pamiętajmy, że pole dance to przede wszystkim akrobatyka - trudna sztuka. Przecież nikt nie zabierze się za robienie salt, jeśli się do nich wcześniej odpowiednio nie przygotuje. Pole dance i figury akrobatyczne z rurką stanowią podobnego rodzaju wyzwanie (ale o tym często zapominamy). Łapiemy zajawkę i chcemy być coraz lepsi - to normalne.
Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że nieprzyzwyczajone do tak ogromnych przeciążeń ciało - zacznie się buntować. Zbyt słabe mięśnie będą przeciążone i podatne na naderwania. Dokładnie to samo dotyczy ścięgien, które wcześniej nie rozciągane (dążąc do ekspresowych szpagatów) mają prawo się naderwać (naprawdę nie każdy może się do nich rozciągnąć).

Teraz trochę się wymądrzam, ale muszę wam powiedzieć, że naprawdę wiem o czym mówię. Jestem mistrzem kontuzji wszelkiego rodzaju. Mam na swoim koncie już trzy naderwania, kilka poważnych naciągnięć i do tego problemy z kręgosłupem. Roszczę więc sobie prawo do tego, żeby was ostrzec. Nie musicie i nie powinniście popełniać moich błędów. Nie wstydzę się do nich przyznać. Oto kilka najważniejszych zasad, które mogą pomóc uniknąć kontuzji:
1) Nie cwaniakujcie! ;) Jak coś wyjdzie - nie starajcie się udowodnić całemu światu, że to dla was bułka z masłem. I nie starajcie się nagle zrobić tego na 200%. Poczekajcie i pracujcie cierpliwie nad detalami. Uczcie się pokory wobec materii jaką jest rurka. Tak właśnie załatwiłam sobie pierwsze naderwanie pachwiny. Nożyczki... Chciałam zrobić je bardziej szpagatowo - więc wzięłam za mocny zamach i pach... 3 kolejne miesiące z głowy. Potrzebowałam roku do całkowitej rekonwalescencji.
Żeby było jasne - nie odradzam ciężkiej pracy, wręcz przeciwnie. Idźcie naprzód, ale pracujcie - w swoim tempie. Kontuzje tylko spowolnią progres.
2) Nie zapominajcie o rozgrzewce! Dlatego sama jako trenerka przywiązuję do tego ogromną wagę. 15 - nawet 20 min porządnego wycisku musi być. Tak - dawno temu załatwiłam sobie kolejne naderwanie. Chciałam pokazać mamie szpagat (szkoda, że zapomniałam się rozgrzać). Załatwiłam się na amen - mówię tu całkiem serio. Tak szybko zeszłam do szpagatu, że centymetr ścięgna oderwał mi się od kości. Niestety jako, że żyjemy w Polsce - nikt z 5 ortopedów jakich odwiedziłam nie wpadł na to, żeby mnie skierować na USG. Zrobili mi tylko RTG (na którym jak wiadomo takich rzeczy nie widać) i skierowali na rehabilitację. Nie piszę tego bez powodu! Dopominajcie się o swoje u lekarza. Teraz po 1,5 roku przewlekłego bólu w końcu zrobili mi USG. Okazało się, że na miejscu naderwania jest już masywna blizna i albo mam uszkodzony nerw albo kawałek kości gdzieś utknął (trochę słabo).
3) Nie róbcie na siłę figur, do których nie jesteście gotowi (np. czujecie, że macie za mało siły i elastyczności). Poczekajcie - aż ciało się wzmocni i rozciągnie (polecam udać się w tym celu na dodatkowe treningi siłowe i np. jogę). Dajcie sobie czas. Niektórych rzeczy nie przeskoczycie w parę miesięcy tylko dlatego, że... chcecie. Jedni są silniejsi, inni bardziej rozciągnięci z natury, ale prawda jest taka, że większość nie jest. Nie patrzcie więc na to, że koleżankom obok wychodzi lepiej. Wam też się uda przy systematycznej pracy. Ale na Boga nie przyspieszajcie, forsując się za nadto.
4) Macie problem z kręgosłupem? Zanim na dobre pokochacie pole dance - przemyślcie ten wybór. Dyskopatie raczej wykluczają super sukcesy w tej dziedzinie. Albo narażają nas na urazy. Niestety - też mam z tym problem. O ile wzmocnienie mięśni w części lędźwiowej pomogło i problem na chwilę obecną zniknął. O tyle w części szyjnej wciąż mam małe 'fak apy'... lekarze już mi powiedzieli, że muszę pożegnać się z tym sportem. Nie przyjęłam tego do wiadomości. Staram się systematycznie wzmacniać i nie przesadzać. Ale żywcem mnie do łóżka nikt nie przywiąże. Nie uważam, że to bardzo mądre, ale zawodowe uprawianie sportu niestety często wiąże się z takimi wyborami.
I ZAWSZE ALE TO ZAWSZE RÓBCIE WSZYSTKO NA DWIE STRONY!!! WIEM, ŻE TO NIEWYGODNE, ALE TO DLA DOBRA WASZEGO KRĘGOSŁUPA! NIE NARAŻAJCIE GO NA SKRZYWIENIA, BÓLE ITD.
Oczywiście nie ma co przeginać. Trochę boleć musi! Jak boli to rośnie! ;) Chodzi mi w tym wszystkim o to, żeby znaleźć balans, który pozwoli nam się rozwijać, jednocześnie nie narażając na niepotrzebne problemy ze zdrowiem.
Prawie każda pole dancerka (pole dancer) wie o czym mówię i wie, że dużo w tym racji!
Jest jeszcze wiele rzeczy o których chcę napisać, ale wtedy ten wpis będzie stanowczo nie do przebrnięcia. Piszcie co was trapi i o czym byście się chcieli dowiedzieć. Postaram się pomóc! ;)

Skąd te kontuzje? Pamiętajmy, że pole dance to przede wszystkim akrobatyka - trudna sztuka. Przecież nikt nie zabierze się za robienie salt, jeśli się do nich wcześniej odpowiednio nie przygotuje. Pole dance i figury akrobatyczne z rurką stanowią podobnego rodzaju wyzwanie (ale o tym często zapominamy). Łapiemy zajawkę i chcemy być coraz lepsi - to normalne.
Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że nieprzyzwyczajone do tak ogromnych przeciążeń ciało - zacznie się buntować. Zbyt słabe mięśnie będą przeciążone i podatne na naderwania. Dokładnie to samo dotyczy ścięgien, które wcześniej nie rozciągane (dążąc do ekspresowych szpagatów) mają prawo się naderwać (naprawdę nie każdy może się do nich rozciągnąć).

Teraz trochę się wymądrzam, ale muszę wam powiedzieć, że naprawdę wiem o czym mówię. Jestem mistrzem kontuzji wszelkiego rodzaju. Mam na swoim koncie już trzy naderwania, kilka poważnych naciągnięć i do tego problemy z kręgosłupem. Roszczę więc sobie prawo do tego, żeby was ostrzec. Nie musicie i nie powinniście popełniać moich błędów. Nie wstydzę się do nich przyznać. Oto kilka najważniejszych zasad, które mogą pomóc uniknąć kontuzji:
1) Nie cwaniakujcie! ;) Jak coś wyjdzie - nie starajcie się udowodnić całemu światu, że to dla was bułka z masłem. I nie starajcie się nagle zrobić tego na 200%. Poczekajcie i pracujcie cierpliwie nad detalami. Uczcie się pokory wobec materii jaką jest rurka. Tak właśnie załatwiłam sobie pierwsze naderwanie pachwiny. Nożyczki... Chciałam zrobić je bardziej szpagatowo - więc wzięłam za mocny zamach i pach... 3 kolejne miesiące z głowy. Potrzebowałam roku do całkowitej rekonwalescencji.
Żeby było jasne - nie odradzam ciężkiej pracy, wręcz przeciwnie. Idźcie naprzód, ale pracujcie - w swoim tempie. Kontuzje tylko spowolnią progres.
2) Nie zapominajcie o rozgrzewce! Dlatego sama jako trenerka przywiązuję do tego ogromną wagę. 15 - nawet 20 min porządnego wycisku musi być. Tak - dawno temu załatwiłam sobie kolejne naderwanie. Chciałam pokazać mamie szpagat (szkoda, że zapomniałam się rozgrzać). Załatwiłam się na amen - mówię tu całkiem serio. Tak szybko zeszłam do szpagatu, że centymetr ścięgna oderwał mi się od kości. Niestety jako, że żyjemy w Polsce - nikt z 5 ortopedów jakich odwiedziłam nie wpadł na to, żeby mnie skierować na USG. Zrobili mi tylko RTG (na którym jak wiadomo takich rzeczy nie widać) i skierowali na rehabilitację. Nie piszę tego bez powodu! Dopominajcie się o swoje u lekarza. Teraz po 1,5 roku przewlekłego bólu w końcu zrobili mi USG. Okazało się, że na miejscu naderwania jest już masywna blizna i albo mam uszkodzony nerw albo kawałek kości gdzieś utknął (trochę słabo).
3) Nie róbcie na siłę figur, do których nie jesteście gotowi (np. czujecie, że macie za mało siły i elastyczności). Poczekajcie - aż ciało się wzmocni i rozciągnie (polecam udać się w tym celu na dodatkowe treningi siłowe i np. jogę). Dajcie sobie czas. Niektórych rzeczy nie przeskoczycie w parę miesięcy tylko dlatego, że... chcecie. Jedni są silniejsi, inni bardziej rozciągnięci z natury, ale prawda jest taka, że większość nie jest. Nie patrzcie więc na to, że koleżankom obok wychodzi lepiej. Wam też się uda przy systematycznej pracy. Ale na Boga nie przyspieszajcie, forsując się za nadto.
4) Macie problem z kręgosłupem? Zanim na dobre pokochacie pole dance - przemyślcie ten wybór. Dyskopatie raczej wykluczają super sukcesy w tej dziedzinie. Albo narażają nas na urazy. Niestety - też mam z tym problem. O ile wzmocnienie mięśni w części lędźwiowej pomogło i problem na chwilę obecną zniknął. O tyle w części szyjnej wciąż mam małe 'fak apy'... lekarze już mi powiedzieli, że muszę pożegnać się z tym sportem. Nie przyjęłam tego do wiadomości. Staram się systematycznie wzmacniać i nie przesadzać. Ale żywcem mnie do łóżka nikt nie przywiąże. Nie uważam, że to bardzo mądre, ale zawodowe uprawianie sportu niestety często wiąże się z takimi wyborami.
I ZAWSZE ALE TO ZAWSZE RÓBCIE WSZYSTKO NA DWIE STRONY!!! WIEM, ŻE TO NIEWYGODNE, ALE TO DLA DOBRA WASZEGO KRĘGOSŁUPA! NIE NARAŻAJCIE GO NA SKRZYWIENIA, BÓLE ITD.

Oczywiście nie ma co przeginać. Trochę boleć musi! Jak boli to rośnie! ;) Chodzi mi w tym wszystkim o to, żeby znaleźć balans, który pozwoli nam się rozwijać, jednocześnie nie narażając na niepotrzebne problemy ze zdrowiem.
Prawie każda pole dancerka (pole dancer) wie o czym mówię i wie, że dużo w tym racji!
Jest jeszcze wiele rzeczy o których chcę napisać, ale wtedy ten wpis będzie stanowczo nie do przebrnięcia. Piszcie co was trapi i o czym byście się chcieli dowiedzieć. Postaram się pomóc! ;)

niedziela, 17 lutego 2013
Jak się nie ma co się lubi... to się lubi co się ma
Zdarza wam się czasem oglądać filmy znanych i naprawdę dobrych pole dancerek? Głupie pytanie. Czy oglądacie czasem takie filmy i z zazdrością myślicie sobie: jak one to robią? Przecież to niemożliwe, albo:
- tego nie mógł zrobić człowiek...
Większość z was pewnie tak :)
Domyślam się również, że z pewnością towarzyszą temu myśli - na co jeszcze stać moje ciało? Czy możliwe jest w pewnym wieku takie rozciągnięcie albo wyrobienie takieeej siły?
Ja też się zastanawiam... :]
I wydaje mi się, że jedna całkiem niegłupia rzecz przyszła mi do głowy. Z pewnością jedne elementy wychodzą wam na rurze lepiej - a inne przychodzą z większym trudem. Jedna osoba świetnie radzi sobie ze wszystkimi kręceniami, inna nie boi się próbować skomplikowanych figur do góry nogami. Jeszcze inna jest szpagatowa albo naturalnie silna.
Nie próbujcie mieć wszystkiego na raz. Nie patrzcie na zajęciach z zazdrością na koleżanki obok myśląc sobie: czemu jej wychodzi to tak szybko, a mi jakoś nie może?!
Wyluzujcie i dajcie sobie czas. Proponuję skupić się na tych elementach, które wychodzą wam lepiej i uczynić z nich swój atut. Wcale nie mam na myśli skupienie się tylko na szpagatowych rzeczach, bo na inne nie mamy siły albo odwrotnie. Rozwijajcie się wszechstronnie, ale doceniajcie swoje mocne strony! Każdy z pewnością takie ma. Szlifujcie to co już wychodzi w najmniejszych szczegółach, a to co się nie udaje - ćwiczcie, ćwiczcie i jeszcze raz ćwiczcie. Nie odkładajcie trików do worka pt."tego nigdy nie zrobię". Włóżcie go raczej do worka - "na potem".

Do niektórych figur (w sumie większości) potrzebne jest solidne przygotowanie fizyczne. Nie przeskoczymy samych siebie (tzn zdarza się to wyjątkowo). Nie znaczy to jednak, że nie zrobimy tego nigdy. Jeśli naprawdę kochacie ten sport - musicie włożyć w niego sporo pracy - również poza salą rurkową. Brzuchy, pompki, deski, ćwiczenia stabilizacyjne, solidne rozciąganie - powinny stać się częścią naszej codziennej rutyny. Fajnie zorganizować to sobie tak, żeby inne treningi były nie tylko uzupełnieniem pole dance, ale również przyjemnością, która sama w sobie sprawi, że będziemy coraz lepsi.
Oglądałam ostatnio wiele filmików Zorayi Judd. Wiem, że każdy ma swoich faworytów. Ona może się komuś podobać bardziej lub mniej, ale dla mnie jest niesamowita. Ma swój własny dziki styl, trzyma się go i ja to kupuję.
Głównie podziwiam ją za siłę. Kurde - babka naprawdę ma parę! Ale dzięki temu zwróciłam też uwagę, że nie jest jakoś specjalnie rozciągnięta (tzn jest - tyle ile trzeba, ale to nie szpagatowe figury są jej najmocniejszą stroną) i to widać bo na pokazach - skupia się głównie na siłówce. Czy wygląda to gorzej? Ależ skąd! Większość osób jest pod takim wrażeniem tego co robi, że nawet nie zauważa braku elementów, które ona zmyślnie omija ;)
Zobaczcie np. na ten pokaz - czy widzicie tu jakiś szpagat? :)
A więc podsumowując - na pewno jest coś w czym czujecie się mocniejsi - weźcie przykład z tej siłaczki i pielęgnujcie te plusy. Polubcie je i cieszcie się nimi! Jeszcze będzie czas na podbijanie świata - powoli... w swoim tempie ;]

- tego nie mógł zrobić człowiek...
Większość z was pewnie tak :)
Domyślam się również, że z pewnością towarzyszą temu myśli - na co jeszcze stać moje ciało? Czy możliwe jest w pewnym wieku takie rozciągnięcie albo wyrobienie takieeej siły?
Ja też się zastanawiam... :]
I wydaje mi się, że jedna całkiem niegłupia rzecz przyszła mi do głowy. Z pewnością jedne elementy wychodzą wam na rurze lepiej - a inne przychodzą z większym trudem. Jedna osoba świetnie radzi sobie ze wszystkimi kręceniami, inna nie boi się próbować skomplikowanych figur do góry nogami. Jeszcze inna jest szpagatowa albo naturalnie silna.
Nie próbujcie mieć wszystkiego na raz. Nie patrzcie na zajęciach z zazdrością na koleżanki obok myśląc sobie: czemu jej wychodzi to tak szybko, a mi jakoś nie może?!
Wyluzujcie i dajcie sobie czas. Proponuję skupić się na tych elementach, które wychodzą wam lepiej i uczynić z nich swój atut. Wcale nie mam na myśli skupienie się tylko na szpagatowych rzeczach, bo na inne nie mamy siły albo odwrotnie. Rozwijajcie się wszechstronnie, ale doceniajcie swoje mocne strony! Każdy z pewnością takie ma. Szlifujcie to co już wychodzi w najmniejszych szczegółach, a to co się nie udaje - ćwiczcie, ćwiczcie i jeszcze raz ćwiczcie. Nie odkładajcie trików do worka pt."tego nigdy nie zrobię". Włóżcie go raczej do worka - "na potem".

Do niektórych figur (w sumie większości) potrzebne jest solidne przygotowanie fizyczne. Nie przeskoczymy samych siebie (tzn zdarza się to wyjątkowo). Nie znaczy to jednak, że nie zrobimy tego nigdy. Jeśli naprawdę kochacie ten sport - musicie włożyć w niego sporo pracy - również poza salą rurkową. Brzuchy, pompki, deski, ćwiczenia stabilizacyjne, solidne rozciąganie - powinny stać się częścią naszej codziennej rutyny. Fajnie zorganizować to sobie tak, żeby inne treningi były nie tylko uzupełnieniem pole dance, ale również przyjemnością, która sama w sobie sprawi, że będziemy coraz lepsi.
Oglądałam ostatnio wiele filmików Zorayi Judd. Wiem, że każdy ma swoich faworytów. Ona może się komuś podobać bardziej lub mniej, ale dla mnie jest niesamowita. Ma swój własny dziki styl, trzyma się go i ja to kupuję.
Głównie podziwiam ją za siłę. Kurde - babka naprawdę ma parę! Ale dzięki temu zwróciłam też uwagę, że nie jest jakoś specjalnie rozciągnięta (tzn jest - tyle ile trzeba, ale to nie szpagatowe figury są jej najmocniejszą stroną) i to widać bo na pokazach - skupia się głównie na siłówce. Czy wygląda to gorzej? Ależ skąd! Większość osób jest pod takim wrażeniem tego co robi, że nawet nie zauważa braku elementów, które ona zmyślnie omija ;)
Zobaczcie np. na ten pokaz - czy widzicie tu jakiś szpagat? :)
A więc podsumowując - na pewno jest coś w czym czujecie się mocniejsi - weźcie przykład z tej siłaczki i pielęgnujcie te plusy. Polubcie je i cieszcie się nimi! Jeszcze będzie czas na podbijanie świata - powoli... w swoim tempie ;]

Subskrybuj:
Posty (Atom)