- Pokażesz parę trików na rurze. Ma być po naszemu, na sportowo - usłyszałam. Przyznaję: Na początku miałam duże opory. W końcu na co dzień pracuję w poważnej redakcji. No ale: Po pierwsze, ciekawe doświadczenie, po drugie, okazja do przedstawienia tańca na rurze w sportowy sposób. Pojechałam.
Zdjęcia trochę się przeciągały w czasie, ale w końcu z dużym poślizgiem zaczęliśmy. Pierwszą część kręciliśmy w starej farbiarni (miejscówka - Wypizdów mały) :) Nieważne, bo mocno industrialny klimat pasował idealnie do tego co chciałam pokazać! Stage rozłożony, rozgrzewam się i idę. Oprócz niewielu elementów na dole - przy rurze (taki był mniej więcej początek choreografii) starałam się pokazać jak najwięcej właściwych trików na górze. Potem dograliśmy elementy mojej rozgrzewki w dresie (Hurra! Jest kolejny wątek sportowy). W trakcie dowiaduje się, że mój epizod nie jest takim do końca epizodem, bo gram dziewczynę, w której "Glaca" się zakochuje i przez którą postanawia się zabić (!!). W związku z tym nagrywamy moje kwestie aktorskie, a aktorka ze mnie niekiepska :P (ze spalonego teatru chyba). Udało się. I to podobno całkiem nieźle. Zbieramy sprzęt i jedziemy do Łodzi. Przystanek - klub Elektrownia. Wcale mi się ten pomysł nie podoba. Klub? Przecież to przeciwieństwo tego, co ja robię! W efekcie słyszę, że klub jest pusty (co ma być wymowne, bo nie ma barmana, lejącego się strugami alkoholu, ani patrzących i śliniących się facetów. Jestem sama i robię performance) i że najbardziej liczy się i tak to, co pokażę. - No dobra, myślę sobie, muszę po prostu wejść w rolę. Zrobiłam tyle, na ile w tym momencie starczyło mi sił (moje uda były juz jednym wielkim siniakiem - to w końcu parę godzin zdjęć). Skończyliśmy około 2 w nocy. Ekipa odwiozła mnie do Warszawy, gdzie też mogłam w końcu położyć się i umrzeć. Kiedy zaczęli to wszystko montować, dostałam message, że jest super. Pojawiły się foty, które oglądałam z duszą na ramieniu... Uff - wyszły całkiem spoko. Potem teaser klipu i znów miła niespodzianka.
Wczoraj Glaca zaprosił mnie na koncert "My Riot". Chlopacy grali na Ursynaliach. Pojechałam tam ze swoją przyjaciółką. Najpierw obejrzałyśmy koncerta ze sceny (VIP!) :) Była nawet mała dedykacja dla mnie. Po koncercie - mogłyśmy obejrzeć przedpremierowy pokaz klipu. Pierwsza reakcja? Trochę mnie zatkało. Dużo mnie tam. Naprawdę ładnie zmontowany klip. Tylko... jedno ALE... gdzie się podziały wszystkie moje najtrudniejsze triki? Bo to, co jest w materiale to głownie te bardziej zmysłowe elementy. Wprawdzie niewyuzdane. Wręcz ładne. Ale... Czuję niedosyt, bo inaczej to sobie wyobrażałam. Dziś jednak, po dłuższym namyśle stwierdzam, że chyba trochę za wiele wymagam i że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Nie każdy musi przecież postrzegać Pole Dance dokładnie w takich samych kategoriach jak ja. Ekipa pokazała mnie przepięknie - oni widzieli w Pole Dance po prostu więcej kobiecości... Tego potrzebowali w klipie. Pole Dance to Pole Dance, a odgrywanie roli na potrzeby klipu to jednak trochę inna sprawa.
Ponownie otwieram swój umysł i oddycham głęboko. I tak nie przekonam wszystkich! Część osób uzna to, czym się zajmuję za sport, może za sztukę, którą można się zachwycać lub za sposób na prezentację kobiecego piękna. Chwała im za to. Ale dla pozostałych (niezależnie od wkładanych w to starań), najpewniej będę striptizerką - i ku*wą przy okazji :D
"No pewnie, bo po co by wyrywał?! To złodziej! - I pijak! bo każdy pijak to złodziej!!
Pozdrawiam gorąco całą ekipę My Riot - w szczególności Glacę!
Dziękuję za super współpracę!
(p.s olewam interpunkcję - nigdy tego należycie nie ogarnę) ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz